Pojawia się szlachetna wymówka, aby tworzyć memy. Mogą one bowiem pomagać w ochronie zagrożonych zwierząt – mają nadzieję badacze.
Śmieszne memy mogą pomagać w działaniach na rzecz ochrony zagrożonych gatunków – mówi biolog dr Magdalena Lenda. Jako skuteczny przykład takiej “promocji” podaje nosacza sundajskiego, który dzięki internetowym memom zyskał w Polsce rzeszę fanów chętnych do wsparcia ochrony.
Dr Magdalena Lenda z Instytutu Ochrony Przyrody PAN i Uniwersytetu w Queensland w swoich badaniach sprawdzała, jak wygląd danego zwierzęcia może wpływać na popularność zbiórek pieniędzy na ochronę danego gatunku. Wydawało się, że łatwiej pozyskać środki na ochronę zwierząt, które uznajemy za piękne: pand, koali czy tygrysów. Od reguły tej pojawił się jednak wyjątek: w Polsce popularnością zaczął się cieszyć gatunek zagrożony, który jak na ludzkie standardy – urodą wcale nie grzeszył – nosacz sundajski (Nasalis larvatus).
“Za ładne uważamy zwykle zwierzęta o cechach ludzkiego noworodka: które mają dużą głowę mały nos i duże oczy. A nosacz sundajski jest zupełnym tego zaprzeczeniem: ma duży nochal, małe oczka i wredną gębę” – konstatuje biolog dr Magdalena Lenda.
Nosacz – zagrożony wyginięciem gatunek małpy z Borneo – zaczął być w Polsce rozpoznawany wcale nie dzięki organizacjom zajmującym się ochroną zwierząt, ale dzięki śmiesznym obrazkom anonimowych internautów.
Nosacz zaczął bowiem powracać w memach jako “typowy Janusz” – uosobienie stereotypowego Polaka. “Powiązano go z naszymi typowymi przywarami: kłótliwością, zacietrzewieniem, donoszeniem na sąsiada…” – wymienia dr Lenda. I dodaje, że dzięki tym memom nie tylko coraz więcej osób skojarzyło, jak wyglądają nosacze, ale i – paradoksalnie – zaczęło darzyć ten gatunek sympatią.
“Memy na temat nosaczy pojawiły się po raz pierwszy w Polsce w 2016 roku, a zyskały popularność w 2017 roku, kiedy pojawił się na Facebooku profil ‘Typowy Polak’. Wcześniej nosacz był w Polsce właściwie gatunkiem nieznanym” – zauważa. I dodaje, że wraz z liczbą fanów nosaczy wzrosła też popularność innych małp: rokselan i uakari, które towarzyszyły nosaczom w niektórych memach.
“Śledziłam te memy i myślałam sobie, że one mają wielki potencjał. Jeden taki mem angażował bardzo wielu odbiorców: zbierał tysiące polubień i mnóstwo udostępnień. Do popularności tych obrazków nijak miała się popularność smutnych memów Greenpeace’u czy WWF o potrzebie ratowanie zagrożonych gatunków” – opowiada.
“Lajkowanie” nosaczy to nie było wszystko. Pod memami toczyły się dyskusje dotyczące ochrony tego gatunku małp i widać było, że ludzie aktywnie poszukują informacji o tych zwierzętach. Pojawiły się też organizowane oddolnie zbiórki pieniędzy na ochronę tych małp.
Zdaniem dr Lendy ze studium przypadku nosaczy warto wziąć przykład w ochronie innych zwierząt zagrożonych, zwłaszcza tych niezbyt urodziwych. Artykuł jej zespołu na ten temat ukazał się w “Conservation Biology”.
“Z badań dotyczących marketingu w Stanach Zjednoczonych wiadomo, że łatwiej dotrzeć do ludzi poprzez śmiech. Jeśli zbiera się pieniądze na leczenie chorych dzieci, to zamiast prezentować smutne dziecko, skuteczniej będzie pokazać je uśmiechnięte lub robiące coś, co wprawia nas w dobry nastrój” – opowiada.
Kolejną funkcją memów jest oswojenie odbiorców z wyglądem danego gatunku. “Jeśli widzimy coś brzydkiego wiele razy, to zaczyna to dla nas być ładniejsze. Przyzwyczajamy się trochę do tej brzydoty i zaczynamy ją lubić” – mówi badaczka.
Dodaje, że są narzędzia marketingowe, które mogą ocieplić wizerunek. Na przykład w przypadku ludzi zdjęcie z twarzy, z bliska, sprawia, że osobę uznaje się za inteligentniejszą, ciekawszą, niż kiedy prezentowana jest w oddali. “Może jeśli zastosujemy tę wiedzę i w ochronie zwierząt, to uda się nam przekonać ludzi, że ryjek jakiegoś chrząszcza wygląda całkiem sympatycznie? A dzięki temu będzie można tego chrząszcza skuteczniej chronić?” – zastanawia się.
Magdalena Lenda proponuje organizacjom pozarządowym, aby przetestowały tworzenie lub korzystanie ze śmiesznych memów w swoich działaniach na rzecz przyrody.
Biolog zaznacza jednak, że często memy tworzone przez marketingowców nie trafiają tak mocno do ludzi, jak memy tworzone oddolnie. Może więc warto będzie np, namawiać odbiorców, aby pomagali dzikim zwierzętom nie tylko finansowo, ale i również przez tworzenie memów?
W badaniach wzięli udział również dr hab. Piotr Skórka (IOP PAN), dr Błażej Mazur (UE Kraków), prof. Piotr Tryjanowski (UP Poznań), dr hab. Dawid Moroń (ISEZ PAN) oraz trójka badaczy z Univerity of Queensland (Erik Meijaard, Hugh Possingham, Kerrie A. Wilson, William Sutherland).
PAP – Nauka w Polsce, Ludwika Tomala, lt/ zan/
Fot: Nosacz sundajski, na bazie Charles J Sharp / CC