Niemal ciągle słyszymy tym, jak niebezpieczny może być dla nas stres. To on niejednokrotnie jest również odpowiedzialny za utratę włosów. Z czego wynika ta zależność i jak możemy sobie radzić z tym problemem?
Jedni z nerwów siwieją, a inni… łysieją. I choć teoria dotycząca siwienia jest jedynie spekulacją to łysienie ze stresu jest jak najbardziej możliwe. Co więcej, ma ono nawet swoją nazwę. Jest to łysienie telogenowe. Skąd ta nazwa? Włosy znajdujące się w fazie wzrostu, a więc anagenu, z czasem zaczynają przechodzić w fazę spoczynku, a więc telogenu. Wtedy też wypadają, a na ich miejscu pojawiają się zupełnie nowe. Zdarza się jednak, że podczas takiego pojedynczego wypadania włosów zostanie zakłócona prawidłowa fizjologia organizmu, a cały proces wzrostu włosów zostanie zaburzony. W takich sytuacjach zupełnie nieoczekiwanie zbyt duża liczba włosów przejdzie do wspomnianej fazy spoczynku.
Ktoś powie – skoro stres większości z nas towarzyszy na co dzień, to wszyscy musielibyśmy być łysi, a tak nie jest. Dlaczego? Jak się okazuje, nie wszystko to, co uważamy za stres doprowadzi do takich konsekwencji. Zdenerwowanie spowodowane spóźnieniem do pracy czy sesją na studiach z pewnością nie wyrządzi krzywdy naszym włosom. Z kolei jeśli stres towarzyszy nam długo lub jest to nagła, bardzo silna reakcja emocjonalna na skutek jakiegoś wydarzenia, np. utraty bliskiej osoby czy rozwodu, to może ona doprowadzić do tzw. stresu fizjologicznego. Ten z kolei zaburza równowagę całego systemu fizjologicznego w organizmie i w efekcie powoduje, że tracimy włosy.
Taki stres emocjonalny niejednokrotnie jest związany również z dodatkowymi czynnikami, a więc niewystarczającą ilością snu, niskokaloryczną dietą, wahaniami wagi, zażywaniem leków, niezdrowym stylem życia, gorączką, operacją, zakażeniem, ciężką chorobą czy spadkiem estrogenów po porodzie. To wszystko kumuluje się i odbija na wyglądzie naszej fryzury.
Ze stresem jest rownież związane tzw. łysienie plackowate i trichotillomania. W pierwszym przypadku łysienie ma podłoże autoimmunologiczne – gdy układ odpornościowy „atakuje” mieszki włosowe, ale czynnik stresu również może pogłębiać dolegliwość. Podobnie w trichotillomanii, rzadkim zaburzeniu, które polega na niekontrolowanym wyrywaniu sobie włosów, głównie ze skóry głowy, brwi lub innych części ciała. Wtedy taki nawyk może być sposobem na radzenie sobie z negatywnymi emocjami m.in. stresem, frustracją.
W przypadku łysienia telogenowego włosy faktycznie będą przerzedzone, ale nie stracimy ich wszystkich, a wszystko będzie trwało tymczasowo. Jeśli pozbędziemy się stresu to stan naszego ciała się ustabilizuje. W redukcji stresu może nam pomóc odpowiednia ilość snu czy aktywność fizyczna. Jeśli podejrzewamy, że wypadające garściami włosy mogą mieć związek z jakimś konkretnym czynnikiem, cofnijmy się w poszukiwaniu przyczyny 3-6 miesięcy wstecz. Może się również okazać, że objaw ten jest spowodowany nie stresem, lecz stanem chorobowym. Jeśli zauważymy nagłe i niejednolite wypadanie włosów, najlepiej skonsultować się z lekarzem, który może zlecić odpowiednie badania i udzielić cennych wskazówek.
Podczas zwalczania stresu bardzo ważna jest dieta bogata w magnez, witaminy z grupy B, witaminę C, E oraz kwasy tłuszczowe omega-3, dzięki którym będziemy mogli ustabilizować nieco pracę układu nerwowego. Dla kondycji naszych włosów niezbyt dobry może być również niedobór witaminy D, żelaza, krzemu, selenu, cynku oraz nadmiar witaminy A. Poza dietą lekarz może nam również zaproponować zaawansowane możliwości terapii, a więc np. przeszczep włosów czy zabiegi mezoterapii.
Źródło: Guarana PR