Papierosowy dym osadza się na meblach, ubraniach czy ścianach, co jak wskazują badania, stanowi realne zagrożenie dla zdrowia. Szkodliwe substancje mogą się na powrót unosić w powietrze i np. z pomocą wentylacji przenosić do innych pomieszczeń.
Niedawno, jak w każdy trzeci czwartek listopada, obchodzono światowy dzień rzucania palenia tytoniu. Tymczasem, jak mówią statystyki, na całym świecie papierosowy dym regularnie wdycha wciąż około miliarda ludzi. O tym, że palenie szkodzi – wiadomo, że szkodzi bierne palenie – też wiadomo. Naukowcy jednak od pewnego czasu ostrzegają o kolejnym zagrożeniu, o którym mówi się „palenie „z trzeciej ręki”.
W czym rzecz? Chodzi o zawarte w dymie substancje, które osadzają się na ubraniu, dywanach, firankach, meblach czy ścianach. Wchodząc w reakcje z różnymi, często obecnymi w pomieszczeniach związkami, mogą dodatkowo tworzyć kolejne szkodliwe substancje. Tak się dzieje np. z nikotyną. Człowiek wchodzi z nimi w kontakt przez dotyk, czy wdychając unoszące się ponownie cząstki i gazy. Najbardziej narażone na ich szkodliwe działanie są dzieci, ponieważ często bawią się na dywanie, dotykają różnych powierzchni i nierzadko wkładają trzymane w rękach przedmioty do ust.
Kurz jest niebezpieczny, zwłaszcza w domach palaczy
Niebezpieczeństwa grożące ze strony pozostałości dymu w pomieszczeniach są dopiero badane, ale już teraz dostępne wyniki nakazują ostrożność. Naukowcy z University of York podjęli się oszacowania potencjalnego zagrożenia ze strony substancji wchłanianych z kurzem przez układ pokarmowy czy przez skórę. Badacze przeprowadzili dokładne testy próbek kurzu pobranych z prywatnych lokali mieszkalnych, należących do osób palących oraz stroniących od tytoniu. Odkryli, że w trzech czwartych domów palaczy zagrożenie obecnymi w kurzu substancjami rakotwórczymi przekraczało normy amerykańskiej Environmental Protection Agency (EPA) względem dzieci w wieku od 1 do 6 lat. Maksymalny, zaobserwowany wzrost ryzyka można było przeliczyć na jeden dodatkowy przypadek raka na 1000 osób.
„Ryzyko związane z paleniem nie kończy się ze zgaszeniem papierosa. Osoby niepalące, szczególnie dzieci, są zagrożone także przez kontakt z powierzchniami i kurzem, które są zanieczyszczone gazami oraz cząstkami zawartymi w dymie, co nazywane jest paleniem z trzeciej ręki. Ryzyko to nie powinno być pomijane, a jego wpływ powinien być uwzględniony w przyszłych programach edukacyjnych i programach związanych ze zdrowiem publicznym w odniesieniu do palenia tytoniu” – podkreśla kierująca badaniami dr Jacqueline Hamilton.
Infekcje, uszkodzenia wątroby, płuc i inne problemy
Są też już dostępne badania wskazujące na związane z tym reakcje zdrowotne. Zespół badaczy z Maastricht University Medical Centre przeprowadził ankiety wśród 10 tys. rodzin z dziećmi w wieku do 13 lat, sprawdzając zwyczaje rodziców dotyczące palenia oraz zdrowie potomstwa. Okazało się, że dzieci narażone na palenie „z trzeciej ręki” częściej zapadały na infekcje dróg oddechowych.
Cennych wskazówek dostarczają też badania laboratoryjne. Zespół z University of California w Riverside przeprowadził na myszach badanie, które dało niepokojące wyniki.
„Wykorzystując myszy, przebadaliśmy skutki palenia z trzeciej ręki na różne narządy, w warunkach symulujących palenie z trzeciej ręki u ludzi. Znaleźliśmy znaczne uszkodzenia pojawiające się w wątrobie i płucach. Rany dłużej się goiły. Myszy wykazywały też hiperaktywność” – opowiada autorka badania prof. Manuela Martins-Green.
Gryzonie miały przy tym we krwi podwyższony poziom 4-(metylonitrozamino)-1-(3-pyridyl)-1-butanolu (w skrócie NNAL) – substancji powstającej w czasie metabolizmu jednej z ważnych rakotwórczych substancji obecnych w dymie tytoniowym. Badania laboratoryjne pokazują też możliwe uszkodzenia DNA, większe ryzyko raka, wpływ na rozwój płuc czy zaburzenia flory bakteryjnej.
Zagrożenie dla domowników unoszące się w powietrzu
Przed osadzającymi się na różnych przedmiotach substancjami trudno jest się obronić. Niebezpieczeństwo dobrze ilustrują niedawne eksperymenty zespołu z Drexel University, które pokazały, jak szkodliwe związki na powrót wzlatują w powietrze, a nawet wędrują po budynku. Badanie aerozoli zawieszonych w pomieszczeniu, w którym od dłuższego czasu zabronione było palenie, pokazało, że 30 proc. zawieszonych w powietrzu cząsteczek zawiera substancje obecne w dymie tytoniowym.
Aby sprawdzić, jak to się stało, naukowcy przeprowadzili symulację palenia tytoniu w laboratorium. Najpierw wpuścili papierosowy dym do szklanego zbiornika, po czym odpompowali cały, jeszcze unoszący się dym na zewnątrz. Następnie przewietrzyli pojemnik czystym powietrzem. Kolejnego dnia przepuścili przez zbiornik przefiltrowane powietrze i zbadali cząsteczki, które się w powietrzu pojawiły. Pomiary pokazały 13-procentowy wzrost cząsteczek typowych dla dymu. Oznacza to, że osadziły się one na ściankach pojemnika i co więcej, znalazły drogę, aby ponownie znaleźć się w powietrzu.
Głębsza analiza wskazała, że szkodliwe substancje, które osiadają na powierzchni różnych przedmiotów, wchodzą w reakcje z obecnymi w powietrzu związkami, np. amoniakiem (w niewielkich ilościach wydychają go ludzie, często obecny jest też w łazience), co zmienia ich strukturę i sprawia, że wzlatują w powietrze. Łączą się potem z zawieszonymi w powietrzu cząsteczkami wody i z pomocą wentylacji wędrują nawet do innych pomieszczeń.
„To, co odkryliśmy, to nowa droga ekspozycji na palenie z trzeciej ręki – przez cząstki aerozoli, które są powszechne w pomieszczeniach” – twierdzi autor badania dr Peter DeCarlo.
Lokal w 100 proc. dla niepalących – to dobry wybór
Opublikowane w piśmie „Tobacco Control” badanie, przeprowadzone w niedrogich i średnio-budżetowych hotelach w San Diego pokazało, jak to działa w praktyce. Jego autorzy zmierzyli stężenie dwóch obecnych w dymie papierosowym substancji (nikotyny i 3-etenylopirydyny – 3-EP) pobierając próbki z powierzchni w pokojach hoteli z całkowitym zakazem palenia oraz w pokojach wydzielonych dla osób niepalących, w hotelach z częściowym zakazem. Dodatkowo, od niepalących gości hoteli pobrali próbki moczu i wymazy z opuszek palców.
Okazało się, że tytoniowy dym pozostawiał swoje ślady u osób śpiących w wolnych od tytoniu pokojach hoteli z częściowym zakazem palenia. Na różnych powierzchniach w tych pokojach stężenie nikotyny było dwukrotnie większe niż w hotelach z zupełnym zakazem palenia, a stężenie 3-EP w powietrzu było siedmiokrotnie wyższe. Jeśli natomiast w danym pokoju palili poprzedni goście, stężenie nikotyny na powierzchniach i w powietrzu były odpowiednio 35 i 22 razy wyższe. Goście wydzielonych dla osób niepalących pokoi mieli też wyraźnie wyższe stężenie nikotyny na opuszkach palców i w moczu oraz wyższe stężenie NNAL.
„Nasze odkrycie pokazuje, że niektóre pokoje przeznaczone dla osób niepalących są tak zanieczyszczone dymem z trzeciej ręki, jak niektóre pokoje, w których można palić. Co więcej, niepalący goście śpiący w pokojach dla palaczy mogą być narażeni na zanieczyszczenia pochodzące z dymu w takim samym stopniu jak przy biernym paleniu” – stwierdzają autorzy badania.
Nie jest niestety łatwo pozbyć się pozostałości dymu. Tradycyjne metody czyszczenia mogą nie wystarczyć – twierdzą zajmujący się tematem specjaliści. Obecne w dymie substancje utrzymują się miesiącami w różnych materiałach. Odkurzanie czy wycieranie może ponownie wprowadzić szkodliwe cząsteczki w powietrze. Zespół z University of California Riversid pokazał np., że z pomocą wody do pewnego stopnia można usunąć toksyny z bawełnianych tkanin, ale niewiele wiadomo, jak poradzić sobie z innymi materiałami. Jedyne, pewne rozwiązanie to przedłużyć dzień rzucania palenia na cały rok.
Marek Matacz, Zdrowie.PAP.pl