Jak zdrowi czują się Polacy? Ponad 58 proc. z nas ocenia swój stan zdrowia jako dobry lub bardzo dobry. Ale to wynik znacznie gorszy od średniej dla UE. Okazuje się, że Polacy najczęściej w Europie skarżą się na ból.
Z opublikowanych niedawno przez Eurostat, najnowszych danych na temat samooceny stanu zdrowia mieszkańców Unii Europejskiej (UE) wynika, że kondycja zdrowotna Polaków się pogarsza.
Zacznijmy od tego, że 67,5 proc. mieszkańców Unii Europejskiej ocenia stan swojego zdrowia jako dobry lub bardzo dobry, podczas gdy w Polsce odsetek ten wynosi zaledwie 58,5 proc. Dla porównania, w najlepszej pod tym względem Irlandii wskaźnik ten sięga aż 82,8 proc.
Na tym jednak nie koniec kiepskich wieści. Okazuje się, że od 2008 r. znacząco wzrósł w Polsce odsetek osób, które zmagają się z chorobami przewlekłymi. W 2008 r. przyznawało się do takich problemów 30,9 proc. Polaków, a w 2016 r. już 36,3 proc. Dodajmy, że średnia dla całej UE wynosi 33 proc., ale np. we Włoszech wskaźnik ten sięga niespełna 15,2 proc.
Mimo to, pod względem ogólnej samooceny stanu zdrowia oraz występowania chorób przewlekłych, wcale nie wypadamy w Europie najgorzej – gorsze wyniki od nas notują m.in. Portugalia czy Estonia.
Niestety, w wynikach badań sondażowych Eurostatu jest coś szczególnie niepokojącego, co dotyczy Polski. Okazuje się, że w jednym niechlubnym rankingu, tuż obok Słoweńców, wypadamy zdecydowanie najgorzej w Europie. Chodzi o odczuwanie bólu.
Realny problem czy polskie malkontenctwo?
Aż 31 proc. Polaków zadeklarowało w badaniu odczuwanie umiarkowanego, silnego lub bardzo silnego bólu, w ciągu czterech tygodni poprzedzających badanie. Gorzej od nas pod tym względem wypadli tylko Słoweńcy, z wynikiem sięgającym blisko 32 proc. Tymczasem, dla porównania, średnia dla całej UE wyniosła 24,9 proc., podczas gdy np. na Malcie wskaźnik ten osiągnął zaledwie 14,2 proc., a w Czechach – 18 proc.
Dlaczego Polska aż tak bardzo odstaje pod tym względem od większości krajów UE?
– Niestety, nie wiemy tego. Analizowaliśmy potencjalny wpływ różnych czynników specyficznych dla Polski, takich jak położenie geograficzne (klimat) czy religia, ale nie znaleźliśmy przekonującego wyjaśnienia tego zjawiska. Jedno jest pewne. Jest to niestety tendencja dość stała. Różnica między Polską a całą UE utrzymuje się bowiem już od wielu lat – mówi Magdalena Kocot-Kępska, lekarka specjalizująca się w leczeniu bólu z Polskiego Towarzystwa Badania Bólu.
Z wcześniejszych badań Eurostatu wiadomo, że już w 2002 r. ból występował u 27 proc. Polaków, podczas gdy średnia dla całej UE wynosiła 20 proc.
Interpretując te dane, poza oceną skali i dynamiki występowania bólu, trzeba jednak zwrócić uwagę na jeszcze jeden bardzo ważny aspekt tego zagadnienia.
– Badania Eurostatu dotyczą bólu przewlekłego, a więc np. bólu stawów, pleców, kręgosłupa, mięśni, napięciowych bólów głowy, bólów w chorobach onkologicznych, bólów spowodowanych zwyrodnieniami. Często trudno jest znaleźć przyczynę bólu przewlekłego, a także ją usunąć – podkreśla Magdalena Kocot-Kępska.
Pewnym pocieszeniem może być fakt, że medycyna dysponuje dziś lekami przeciwbólowymi, które skutecznie mogą poprawić jakość życia chorych.
– Niestety, leczenie bólu w Polsce kuleje. Brakuje wystarczającej liczby poradni leczenia bólu. Teoretycznie taka poradnia powinna być w każdym szpitalu wojewódzkim, ale tak nie jest. Być może przyczynia się do tego fakt, że NFZ nisko wycenia tego typu świadczenia, a więc nie przynoszą one zysku szpitalom – ocenia Magdalena Kocot-Kępska.
Tymczasem, jak wskazuje badanie Eurostatu, problem jest ogromny, bo dotyczy około 8 mln Polaków.
– Duża część z osób cierpiących z powodu przewlekłego bólu nie leczy go, choć powinna. Leczenie nie polega jednak tylko na podawaniu leków przeciwbólowych. U sporej części chorych pomóc mogłyby programy rehabilitacyjne, poprawiające kondycję układu mięśniowo-szkieletowego – mówi Magdalena Kocot-Kępska.
Pierwszą linią pomocy są oczywiście lekarze pierwszego kontaktu. Jeśli oni nie poradzą sobie z problemem to powinni kierować chorych do specjalistów: reumatologów, ortopedów czy neurologów. Jeśli i oni nie będą w stanie pomóc to chory powinien w końcu trafić do jednej z poradni leczenia bólu, w których pracują głównie anestezjolodzy, specjaliści opieki paliatywnej i neurolodzy.
– Niestety, w Polsce nie ma jeszcze w medycynie specjalizacji leczenia bólu, choć nasze środowisko od dawna postuluje potrzebę powstania takiej specjalizacji (medycyny bólu). Ból jest zjawiskiem powszechnym i ma wiele twarzy. Może być objawem choroby albo też chorobą samą w sobie – dodaje Magdalena Kocot-Kępska.
Czy styl życia wpływa na ryzyko wystąpienia bólu?
W obecnej sytuacji szczególnie ważne wydaje się zapobieganie bólowi przewlekłemu. Na szczęście jest to możliwe.
– Kluczowe w profilaktyce są: utrzymywanie prawidłowej masy ciała lub jej redukcja w przypadku nadwagi i otyłości, a także umiarkowana, dostosowana do możliwości danej osoby, regularna aktywność fizyczna (bez przetrenowywania się). Warto uświadamiać ludzi, że najczęściej bóle przewlekłe są odległym skutkiem nadwagi i otyłości, siedzącego trybu życia i monotonnych, codziennie wykonywanych w pracy lub domu czynności – mówi Magdalena Kocot-Kępska.
Inni eksperci, do możliwych powodów bardzo częstego, deklarowanego występowania dolegliwości bólowych w Polsce, oprócz niedoboru specjalistów do spraw leczenia bólu czy rzadkiego stosowania silnych leków przeciwbólowych, dodają jeszcze jeden, trudny do zmierzenia czynnik.
– Pewien wpływ na dane dotyczące odczuwanego bólu, zwłaszcza słabego i umiarkowanego, mogą też mieć czynniki subiektywne – sugeruje prof. Bogdan Wojtyniak, kierownik Zakładu Monitorowania i Analiz Stanu Zdrowia Ludności Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny (NIZP-PZH).
Jego zdaniem, czynniki subiektywne mogą też mieć istotny udział w niezbyt dobrym wyniku ogólnej samooceny stanu zdrowia Polaków.
– Odkąd pamiętam, pod względem samooceny stanu zdrowia, Polacy zawsze wypadali znacznie gorzej od średniej dla całej UE. Ale pod względem rozpowszechnienia chorób przewlekłych i ograniczonego poziomu sprawności, różnice między Polakami a średnią unijną nie są już tak wyraźne. Rozdźwięk między danymi na temat ogólnej samooceny, a wspomnianymi wcześniej bardziej konkretnymi parametrami stanu zdrowia sugeruje, że być może na wynik tej samooceny wpływają in minus nasze cechy narodowe, takie jak np. skłonność do narzekania czy malkontenctwo – mówi prof. Bogdan Wojtyniak.
Mimo to, ekspert ostrzega przed bagatelizowaniem wyniku badań sondażowych Eurostatu.
– Choć dane na temat samooceny zawierają dużą dozę subiektywizmu, mimo wszystko należy je traktować poważnie. Zostało dowiedzione, że negatywna ocena własnego stanu zdrowia wyraźnie koreluje z podwyższonym ryzykiem zgonu – podkreśla prof. Bogdan Wojtyniak.
Z badań Eurostatu oczywiście płynie też wiele innych ciekawych wniosków. Potwierdzają one m.in. znaną już od dawna tezę, że osoby gorzej wykształcone i mniej zamożne gorzej oceniają swój stan zdrowia oraz faktycznie są mniej zdrowe niż osoby wykształcone i zamożne.
– Niestety, nierówności społeczne w dziedzinie zdrowia są w Polsce znacznie większe niż w krajach starej UE, a do tego nie zmniejszają się tak szybko jak byśmy tego chcieli. Do poprawienia sytuacji konieczne są rozwiązania systemowe, zgodne z rekomendowaną przez UE zasadą: zdrowie obecne we wszystkich politykach, która wskazuje, że nie da się osiągnąć znaczącej poprawy w dziedzinie zdrowia publicznego bez wdrożenia długofalowej i wielosektorowej strategii działania – podkreśla prof. Bogdan Wojtyniak.
Według niego, jednym z ważnych przejawów takiego podejścia jest ocena skutków zdrowotnych różnych przyjmowanych w danym kraju regulacji prawnych.
– W Polsce jest w tej dziedzinie jeszcze dużo do zrobienia – ocenia prof. Bogdan Wojtyniak.
Eksperta nie dziwi też zaobserwowany przez Eurostat wzrost występowania chorób przewlekłych w polskim społeczeństwie.
– Przyczyniają się do tego m.in. niekorzystne zmiany demograficzne, a więc przede wszystkim starzenie się polskiej populacji. W związku z tym nie należy się spodziewać znaczącej poprawy tego stanu rzeczy w kolejnych latach. Na szczęście, na stan zdrowia Polaków równolegle oddziaływać będzie też drugi, przeciwstawny trend. Mam na myśli, wzrost wczesnej wykrywalności i wyleczalności chorób, których efektem powinien być spadek śmiertelności oraz umieralności z powodu chorób przewlekłych – mówi prof. Bogdan Wojtyniak.
W tym kontekście warto dodać, że w efekcie szybkiego rozwoju medycyny nawet kojarzące się dotąd z pewną śmiercią nowotwory zaczynają już dziś być traktowane jako choroby przewlekłe.
– Oceniając aktualny stan zdrowia Polaków należy też wziąć pod uwagę odziedziczone po PRL zapóźnienie w tej dziedzinie, którego nie udało się nam niestety zbytnio nadrobić. Choć dużo się u nas poprawiło, to jednak kraje starej UE ciągle nam uciekają. Aby sytuacja się wyraźnie poprawiła, potrzebujemy zdecydowanie większych nakładów nie tylko na ochronę zdrowia, ale także na promocję zdrowia i profilaktykę chorób. Samym leczeniem nie zmienimy obecnego stanu rzeczy – rekomenduje prof. Bogdan Wojtyniak.
Zdaniem eksperta NIZP-PZH, promocja zdrowia do tej pory była w Polsce zbyt mało widoczna i skuteczna.
– W celu poprawy sytuacji warto m.in. lobbować za wprowadzeniem do szkół przedmiotu zdrowie, a także zachęcać jednostki samorządu terytorialnego do wdrażania programów zdrowia publicznego skierowanych do lokalnych społeczności. Wiadomo, że takie programy są bardziej skuteczne w odniesieniu do wybranych, mniejszych grup populacyjnych – radzi ekspert NIZP-PZH.
Dr Bogdan Wojtyniak podkreśla, że za profilaktykę w tego rodzaju programach powinny odpowiadać kompetentne osoby. Jego zdaniem, specjalistów do spraw zdrowia publicznego w Polsce nie brakuje, ale dotąd zbyt rzadko byli oni zatrudniani zgodnie z kwalifikacjami.
– To musi się zmienić. Nie stać nas na to, aby promocją zdrowia i profilaktyką zajmowały się osoby przypadkowe – konkluduje prof. Bogdan Wojtyniak.
Wiktor Szczepaniak (zdrowie.pap.pl)
Źródła:
Eurostat:
Badanie „European health interview survey (EHIS)”, przeprowadzone wśród osób mających 15 lat i więcej.
Badanie „EU statistics on income and living conditions (SILC)”, przeprowadzone wśród osób w wieku 16 lat i więcej.