Każdy wie, że wirusy są niesforne. Podbijają kolejne tereny i zupełnie nikogo nie słuchają. Tymczasem naukowcy postanowili zafundować im prawdziwą musztrę
Być może „przemoc” wobec wirusów w ogóle nie byłaby potrzebna gdyby nie to, że niekorzystne dla człowieka bakterie są tak trudno rozpoznawalne. Czasami od ich zagnieżdżenia się w naszym organiźmie aż do podania odpowiedniego antidotum mija długi czas. Identyfikacja bakterii bywa naprawdę trudnym zadaniem dla lekarzy.
Aby lepiej rozpoznawać bakterie, a co za tym idzie, lepiej sobie z nimi radzić, naukowcy postanowili znaleźć współpracowników. Tymi współpracownikami są…wirusy. Nie są to zwyczajne wirusy, a takie, które nie lubią bakterii. Mowa tu o bakteriofagach, a więc wirusach atakujących bakterie. Dlatego u podstaw bioczujników mają stać właśnie one.
Najważniejszą cechą bakteriofagów, umożliwiającą wykorzystanie ich w bioczujnikach jest to, że potrafią specyficznie związać się z danym gatunkiem bakterii. Niektóre wiążą się tylko z jednym szczepem bakterii, inne z jednym gatunkiem, a bardzo rzadko z całą rodziną. To, że zareaguje na nieodpowiednią bakterie nie jest możliwe. Jeżeli będzie to przypadkowa bakteria to w ogóle nie zareaguje na inwazyjnego wirusa.
Bioczujniki, aby znaleźć bakterię, która ich interesuje, angażują kwasy nukleinowe, przeciwciała czy enzymy, musi to być jakikolwiek element sensoryczny. Natura jest w tej sytuacji sprzymierzeńcem człowieka, bo od trzech miliardów lat ewolucja przystosowuje te biologiczne czynniki do pełnienia danej funkcji. Dzięki temu są „specyficzne”, czyli nie ma ryzyka, że dadzą nam fałszywie pozytywny czy fałszywie negatywny wynik badania diagnostycznego. Naukowcy mają jednak mały problem z tym, by podszyć się pod naturę i bioczujniki nie są jeszcze na tyle idealne, by działać z taką szybkością co te naturalne.
Problemy ze zwalczaniem wirusów pojawiają się nie tylko w szpitalach. Podobne kłopoty zauważyć można w przemyśle spożywczym. Przykładem mogą tu być soki jednodniowe, u których sprawdza się obecność niepowołanych bakterii. Wyniki tych analiz są dostępne właściwie po kilku dniach, a w tym czasie soki zostaną już sprzedane i wypite. Stąd też starania naukowców, aby tego typu analizy trwały znacznie krócej.
Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl