Dieta zgodna z grupą krwi, picie wody alkalicznej, a nawet picie własnego moczu – to przykłady modnych ostatnio, dietetycznych dziwactw, promowanych przez niektórych celebrytów. Sprawdźcie, co myślą o nich specjaliści od żywienia i nie dajcie się nabrać!
Gwiazdy muzyki, filmu i sportu, a także inne osoby publiczne, za sprawą mediów, zwłaszcza mediów społecznościowych, wywierają ogromny wpływ na kulturę masową, kreując lub wzmacniając różnego rodzaju mody i trendy dotyczące stylu życia, w tym także i zdrowia. Niestety, niektórzy celebryci, świadomie lub nieświadomie, stają się „ambasadorami” promującymi zachowania nonsensowne czy wręcz niebezpieczne z punktu widzenia zdrowotnego. Niechlubnym tego przykładem są lansowane przez niektórych celebrytów niebezpieczne diety.
Jakich diet unikać?
Konkretne przykłady? Jest ich mnóstwo. Regularnym monitorowaniem i recenzowaniem modnych diet zajmuje się m.in. Brytyjskie Stowarzyszenie Dietetyków (The British Dietetic Association – BDA). Ta szacowna organizacja (działa już od 1936 r.), zrzeszająca profesjonalnych dietetyków, co roku publikuje ku przestrodze ranking pięciu najgorszych diet, promowanych aktualnie przez celebrytów (Top 5 Celeb Diets to Avoid). Dodajmy, że BDA wybiera je do rankingu na podstawie zapytań kierowanych do swoich ekspertów zarówno przez media, jak i przez pacjentów.
Poniżej przedstawiamy listę pięciu diet, które znalazły się w najnowszej wersji (na 2019 r.) tego dietetycznego „anty-rankingu”.
1. Dieta zgodna z grupą krwi. Stosowanie tej diety przypisywane jest m.in. takim celebrytom, jak Cheryl Cole czy Cliff Richard. Generalnie, według zaleceń tej diety (która doczekała się już wielu wariacji), ludzie – w zależności od posiadanej grupy krwi – powinni spożywać tylko określone (optymalne dla nich i dobrze tolerowane) grupy pokarmów, jak i suplementów diety. Innych grup czy też konkretnych produktów (źle tolerowanych) mają unikać lub też całkiem wykluczyć je z jadłospisu. Brzmi to intrygująco, jednak eksperci BDA nie zostawiają na tej diecie suchej nitki – nazywają ją wprost kompletnie pseudonaukową!
„Wykluczanie całych grup produktów spożywczych, np. nabiału, nigdy nie jest dobrym pomysłem (o ile nie zalecił tego lekarz lub profesjonalny dietetyk), gdyż bardzo trudno jest wtedy prawidłowo zbilansować dietę, bez wprowadzenia adekwatnych zamienników. Ponadto, każda dieta, która promuje przyjmowanie specjalnych suplementów powinna uruchomić w nas dzwonek alarmowy” – komentuje Sian Porter, dietetyk reprezentujący BDA.
2. Picie własnego moczu. Choć koncepcja ta wydaje się absurdalna, to jednak okazuje się, że ma swoich fanów także wśród osób publicznych, np. boksera Juana Manuela Marqueza czy nauczycielki jogi Kayleigh Oakley. Zwolennicy tej praktyki wierzą w to, że pomaga im ona m.in. oczyścić organizm, stymuluje ich układ odpornościowy i dodaje energii. Co na to dietetycy?
„Ciało człowieka m.in. przy pomocy nerek pozbywa się toksyn, zatem wydalany przez nie mocz jest produktem odpadowym. Jego picie nie tylko nie jest korzystne dla zdrowia, lecz może zaszkodzić, np. stwarzając ryzyko infekcji” – ostrzega Aisling Pigott, specjalistka ds. dietetyki z BDA.
3. Picie odchudzających i oczyszczających herbatek albo kaw (detox teas, skinny coffee). Wiele gwiazd show businessu, jak np. Kim Kardashian czy Cardi B., twierdzi, że swoją ponętną figurę zawdzięczają m.in. piciu różnego rodzaju oczyszczających, odchudzających naparów. Nie dajcie się nabrać na tego typu produkty!
„Nie ma żadnego magicznego napoju, który pomaga w uzyskaniu lub utrzymaniu prawidłowej masy ciała” – czytamy w eksperckim komentarzu BDA. Specjaliści tej organizacji podkreślają, że większość takich naparów zawiera zioła, których zastosowanie i skuteczność w odchudzaniu nie są poparte wystarczającymi dowodami naukowymi. W najlepszym razie picie takich herbatek oznacza więc tylko stratę pieniędzy, lecz dietetycy ostrzegają, że ich nadużywanie (zwłaszcza tych zawierających senes) może też prowadzić do różnego rodzaju zaburzeń w funkcjonowaniu układu trawiennego (np. biegunek, skurczy żołądka i przewlekłych problemów jelitowych).
4. Odchudzające saszetki (mieszanka suplementów diety w formie rozpuszczalnego proszku). Według niektórych doniesień medialnych stosowali je m.in. członkowie brytyjskiej rodziny królewskiej – Książę Harry i Księżniczka Eugenia. Produkty tego typu zawierają m.in. specjalny rodzaj błonnika (glukomannan – pozyskiwany z korzenia egzotycznej rośliny o nazwie dziwidło), dzięki czemu, spożywane przed posiłkami, mają zmniejszać głód. Ale poza regularnym spożywaniem tego roztworu, niejako „w pakiecie”, konsumentom z reguły oferuje się też przy tego typu saszetkowych „kuracjach” również inne suplementy diety – które mają m.in. oczyszczać (cokolwiek to znaczy), ułatwiać trawienie i rewitalizować (znowu – cokolwiek to znaczy).
„W rzeczywistości, tego rodzaju drink z błonnikiem zawiera go mniej, niż kromka zwykłego razowca. Poza tym glukomannan ma działanie przeczyszczające, co oznacza, że spożywając go, trzeba się liczyć z możliwymi, niepożądanymi efektami ubocznymi, takimi jak biegunka czy wzdęcia” – ostrzegają dietetycy z BDA, zwracając uwagę, że takie saszetki szerokim łukiem powinny omijać zwłaszcza osoby chore na cukrzycę, którym mogą one szczególnie zaszkodzić.
Przypominają oni, że odchudzanie to – niestety – długotrwały proces, który wymaga dużej świadomości, zaangażowania i wysiłku (właściwa dieta, aktywność fizyczna, wsparcie psychologiczne), a różne „cudowne suplementy”, oferujące szybkie efekty, nie mogą być traktowane poważnie, jako podstawa zdrowego i skutecznego odchudzania. Są one zatem nie tylko zbędne, lecz czasem wręcz szkodliwe.
5. Picie wody alkalicznej (zasadowej). Według niektórych doniesień medialnych, fanami jej spożywania są m.in. Donald Trump, Barack Obama, Madonna czy Beyonce. Woda alkaliczna to taka, która posiada odczyn w skali kwasowości-zasadowości (pH) znacząco wyższy niż 7,5 (dzięki zawartości rozpuszczonych w niej alkalizujących związków wapnia, potasu czy magnezu).
Zwolennicy picia wody alkalicznej (zwykle o pH 8-9) wierzą w to, że zapewnia ona lepszy metabolizm składników odżywczych i skuteczniejsze „oczyszczanie organizmu z toksyn” w porównaniu do wody o neutralnym pH. Inna popularna teoria głosi, że picie wody alkalicznej, jak i szerzej stosowanie alkalizującej diety, pomaga zwalczać „zakwaszenie” organizmu (głównie krwi), co ma chronić ludzi przed wieloma chorobami. Co na to dietetycy z BDA? „Nasze ciała zazwyczaj świetnie sobie radzą z regulowaniem pH, więc nie ma potrzeby się do tego procesu wtrącać. Ponadto, trzeba wiedzieć, że pH różnych części ciała jest różne, np. żołądek jest bardzo kwasowy, co pomaga mu trawić pokarm” – czytamy w rankingu BDA.
Kaitlin Colucci, dietetyczka reprezentująca BDA, podkreśla, że o ile zachęcanie ludzi do spożywania większej ilości wody jest pożądane i korzystne ze zdrowotnego punktu widzenia, to jednak nie ma już solidnych podstaw naukowych przemawiających za promowaniem picia wody alkalicznej – bo fakty są takie, że pH wody nie ma wpływu na pH krwi! Ekspertka przypomina, że dzięki różnym mechanizmom fizjologicznym, organizm człowieka stale utrzymuje pH krwi na optymalnym poziomie 7,35-7,45, a większość z nas skutecznie oczyszcza się z toksyn dzięki pracy wątroby i nerek.
Podsumowując aktualny ranking dietetycznych bzdur, opublikowany przez BDA, nasuwa się jeden generalny wniosek. Musimy być bardzo czujni, aby nie dać się nabrać na marketingowe sztuczki osób i firm oferujących nam sposoby na łatwe i szybkie rozwiązanie naszych problemów (w tym wypadku zdrowotnych). Nie warto też podążać za najnowszymi modami, choćby firmowali je swym blaskiem najsłynniejsi i najbardziej lubiani celebryci.
Jeśli ktoś szuka wiarygodnych i rzetelnych informacji na temat zdrowego żywienia to powinien sięgnąć przede wszystkim do zaleceń ekspertów z Instytutu Żywności i Żywienia oraz Narodowego Centrum Edukacji Żywieniowej. Być może nie ma tam zbyt wielu elektryzujących, dietetycznych „fajerwerków”, ale jest za to solidna i potwierdzona naukowo wiedza służąca zdrowiu, co każdy może sprawdzić pod linkiem: https://ncez.pl/
Wiktor Szczepaniak, zdrowie.pap.pl