Muzyka filmowa wywołuje u słuchacza określone emocje i skojarzenia niezależnie od tego, czy towarzyszy jej obraz czy nie. Jednak wzajemne oddziaływanie muzyki i filmu potęguje odczucia – uważa psycholog muzyki dr Maria Chełkowska-Zacharewicz.
Gdy słyszymy hasło: muzyka filmowa przed oczami staje nam najczęściej kilkudziesięcioosobowa orkiestra symfoniczna. Co prawda byłoby uproszczeniem stwierdzenie, że muzyka filmowa to wyłącznie muzyka poważna, nie da się jednak zaprzeczyć, że wiele z uznanych i nagrodzonych ścieżek dźwiękowych w ostatnich latach nagrano z udziałem orkiestr symfonicznych. Wśród nich są np. uhonorowane Oscarami “Władca Pierścieni”, “Titanic” czy “Grawitacja”.
“Wielu ludzi mówi, że bez muzyki filmy nie zrobiłyby takiego wrażenia, jak z nią i nie zostałyby dostrzeżone, a nawet nagrodzone. Dziś trudno jest nam sobie wyobrazić filmy bez ścieżek dźwiękowych; jest to ich niezbędny element” – mówi w rozmowie z Nauką w Polsce psycholog muzyki dr Maria Chełkowska-Zacharewicz z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.
Zadaniem ścieżki dźwiękowej w filmie jest – jak mówi ekspertka – zanurzenie widza w doświadczeniu i “podkręcenie” emocji, czasem skłonienie do refleksji lub zaakcentowanie jakiegoś przesłania. Jej funkcje ogranicza tylko fantazja reżysera i kompozytora.
Czy gdy muzyka towarzysząca historii ekranowych bohaterów jest oderwana od filmu, to nadal robi wrażenie na słuchaczach i wywołuje podobne emocje jak w kinie? Dr Chełkowska-Zacharewicz przeprowadziła na ten temat badania wspólnie z Mateuszem Paligą z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Naukowcy wykorzystali do nich ścieżkę dźwiękową z “Władcy pierścieni” Howarda Shore`a.
“Okazało się, że ścieżka wywoływała emocje i wrażenia zbliżone z założeniami kompozytora, pomimo tego że w badaniu brały udział osoby, które doskonale znały film jak i takie, które go nie znały” – opowiada psycholog.
Jako przykład podaje motywy dotyczące mistyczności elfów. Osoby, które nie znały filmu stosowały bardziej ogólne skojarzenia “tajemniczy, nierealny świat” czy “podniosłość”. Natomiast te, które znały produkcję miały bardziej precyzyjne skojarzenie: np. “tolkienowskie elfy”. Badaczka podkreśla, że grupa osób biorąca udział w badaniach nie była duża, a różnice widoczne były dopiero w szczegółowych wypowiedziach badanych, więc tego typu wnioski są raczej kolejnymi hipotezami do sprawdzenia.
„Zaskoczyło mnie to, jak bardzo spójne były skojarzenia wszystkich uczestników badań z założeniami muzyki. Oznacza to, że muzyka mistrzów muzyki filmowej jest tak skomponowana, by budziła określone emocje nienależnie od tego, czy towarzyszy obrazowi czy nie” – podkreśla. Dlatego w jej ocenie muzyka filmowa jest w stanie sama się “obronić” nawet bez obrazu.
Jednocześnie dodaje, że im więcej bodźców tym bardziej spotęgowane i zapamiętane są odczucia. Tak jest też w przypadku muzyki filmowej. Zatem gdy usłyszymy w radiu utwór, z którym zetknęliśmy się w filmie (i wywołał w nas określone odczucia) to tym bardziej skupiamy na nim uwagę już poza salą kinową i lepiej zapamiętujemy przygody bohaterów. Dodatkowym chwytem kompozytorów, jaki stosują są motywy, czyli krótkie chwytliwe frazy muzyczne, które reprezentują postaci, miejsca czy przedmioty.
“To rozwiązanie kompozytorzy muzyki filmowej przejęli od twórców oper. Twórcą tego rozwiązania – leitmotivu – był XIX-wieczny niemiecki muzyk Wilhelm Richard Wagner” – wskazuje. I dodaje, że znajomość danego utworu lub danego typu utworów przekłada się potem na to jakiej muzyki i utworów chętniej słuchamy – z reguły takich, które częściej możemy usłyszeć i są nam znane.
Chełkowska-Zacharewicz mówi, że muzykę filmową jest dość łatwo rozpoznać. “Jest coś w niej wyjątkowego i specyficznego tak, że można uznać ją za odrębny gatunek. Jest w końcu komponowana tak, by wzruszać, poruszać, uruchamiać intensywne emocje. Sprawiać by osoba oglądająca film była nim totalnie zaabsorbowana” – podkreśla.
Wygląda na to, że rolę muzyki filmowej długo spełniać będzie jeszcze muzyka mniej lub bardziej symfoniczna (chociaż pojawiają się w niej np. elementy elektroniczne). Bo jaki instrument odda lepiej smutek niż… właśnie skrzypce? – uważa psycholog. W jej ocenie to właśnie ten instrument przychodzi na myśl większości osób, gdy mowa o tej skrajnej emocji.
A gdy reżyser chce oddać głębię i złożoność namiętności może je zmultiplikować stosując mnogie instrumenty. “Bogata orkiestracja pozwala na niesamowite budowanie emocji: narastanie i budowanie napięcia nie tylko dzięki zmianie poziomu głośności, ale właśnie dzięki zastosowaniu określonych instrumentów, z którymi mamy związane określone skojarzenia” – podkreśla.
Ekspertka mówi, że naukowcy nadal nie wiedzą dokładnie dlaczego i w jaki sposób uruchamiają się określone emocje pod wpływem muzyki, nie tylko filmowej. “Muzyka filmowa sama w sobie nie jest zbyt często badana przez psychologów. Częściej jest narzędziem, a nie samym przedmiotem badania. Zatem jeszcze wiele przed nami” – kończy.
PAP – Nauka w Polsce, Szymon Zdziebłowski