22 lata temu wypadek mógł złamać mu życie. Nie złamał! Paweł stworzył coś wielkiego, a skala osiągnięć przeszła wszystkie oczekiwania. Dziś dochodzi do siebie po udarze i wylewie. To też go nie złamie, ale koszty rehabilitacji są ogromne. I tu liczymy na Ciebie!
To nie jest ckliwa historia, bo i Paweł nie jest facetem, który budzi politowanie czy zabiega o współczucie. Dlatego postaramy się przedstawić jego sytuację krótko i rzeczowo. Kiedy 22 lata temu po wypadku stracił władzę w nogach i w rękach, nie zrezygnował z aktywności życiowej. Kontrolę nad rękami udało się odzyskać, niemałym wysiłkiem. Ożenił się, od lat działa społecznie. Na początku wakacji Pawłowi i Asi urodziła się Julka.
Niestety, po zaledwie 2 tygodniach radości Paweł przeszedł udar. Po przewiezieniu na OIOM doznał też wylewu krwi do mózgu. Już wtedy lekarze kręcili głowami. Paweł się jednak wybudził i zaczął znów funkcjonować. Wtedy wdała się infekcja, zapalenie płuc i doszło do sepsy. To też go nie powaliło, ale ma uszkodzone zastawki i wymaga pilnego leczenia. Oddycha z respiratorem przez rurkę tracheotomijną.
W czym i jak można pomóc?
Chyba wszyscy zgodzimy się, że i Paweł, i jego żona Asia przeszli ostatnio wiele. Jednak już patrzą w przyszłość: chcą, by Paweł wrócił do domu, a z czasem do możliwie samodzielnego życia i uczestnictwa w wychowaniu Julki. Ten cel jest jednak odległy. Nie dlatego, że sobie fizycznie nie poradzą – dźwigali już wiele, dadzą radę i tym razem.
Na przeszkodzie stoją pieniądze. Po wypisaniu ze szpitala Paweł będzie potrzebował stałej opieki medycznej i żmudnej rehabilitacji. Realny koszt jest w granicach 20-50 tys. zł miesięcznie, których nie pokryje NFZ. Dlatego Fundacja Promyk Słońca rozpoczęła zrzutkę, by umożliwić rodzinie Parusów przejście z opieki szpitalnej na domową, gdy będzie to możliwe. Cel jest ważki: 250 000 zł. Do osiągnięcia? Tak, jeśli się zaangażujesz. Każda złotówka i każde przekazanie dalej się liczy.
Nie stać nas na brak Pawła Parusa
Dlaczego powinniśmy pomóc? Niekoniecznie dla Pawła czy Asi, wystarczą czysto egoistyczne pobudki. Bo Paweł sprawia, że wszyscy wyglądamy lepiej jako społeczeństwo. Od lat jest jedną z najjaśniejszych postaci polskiego ruchu kibicowskiego i codzienną pracą doprowadził do lawiny pozytywnych zmian.
Zaczęło się w 2008 roku, gdy Paweł z przyjaciółmi założyli pierwsze w Polsce stowarzyszenie kibiców z niepełnosprawnością: Klub Kibiców Niepełnosprawnych Śląska Wrocław, powszechnie znany jako KKN. Wtedy mogło się wydawać, że to będzie grupka wesołych oszołomów istniejąca gdzieś na uboczu, bo nawet w pełni sprawnym Polakom rzadko chce się oglądać polską Ekstraklasę. A co dopiero jeździć na wyjazdy… Z pozytywnymi oszołomami się sprawdziło, za to „KaKaeNki” nie zamierzali zostać w cieniu.
Ta grupa, wokół której dziś orbituje już kilkaset osób, samą swoją obecnością zaczęła wymuszać poprawę infrastruktury dla kibiców niepełnosprawnych. Za Śląskiem Wrocław jeżdżą po całej Europie i nie przestaną. Co jednak ważniejsze, za przykładem wrocławskiego KKN-u poszło powołanie podobnych stowarzyszeń w kolejnych klubach piłkarskich całej Polski.
Skala okazała się tak duża, że w 2018 roku członkowie KKN pobili rekord świata (!) w liczbie osób z niepełnosprawnością obecnych na meczu. 12 maja na Stadionie Wrocław (dziś Tarczyński Arena) pojawiły się 1074 osoby z różnymi formami niepełnosprawności. Jeśli wydaje się, że to niewiele, to dodajmy kontekst: na całym obiekcie były wtedy łącznie 8533 osoby, a więc co ósmy widz był osobą niepełnosprawną. Nigdzie na świecie, nawet podczas imprez dedykowanych osobom z niepełnosprawnością, nie ma takich liczb. A, omówmy się, Śląsk Wrocław nie jest Barceloną czy Liverpoolem pod względem siły przyciągania.
Udało dzięki grupie wrocławskich zapaleńców, którzy w ciągu 14 lat działania KKN pomogli zaktywizować społecznie kilka tysięcy osób! Ich działalność jest dostrzegana i podawana za prrzykład w całej Europie. Jako społeczeństwa nie stać nas na to, by ojciec tej fali zmian przestał działać. Więc jeszcze raz zamieszczamy link do zbiórki w portalu Zrzutka.pl!