Głodówki. Ich popularność jest ogromna. Tego typu plan żywieniowy można znaleźć w prawie każdej gazecie. Dlaczego szablonowe „1000 kcal” jest tak rozpowszechnione? I czy głodzenie się w jakikolwiek sposób nam służy?
Każdy z nas jest inny. Potencjalna czytelniczka kolorowej gazety doradzającej dietę cud, może ważyć 60 kg, 80 kg czy 100 kg. Może być osobą aktywną, uprawiającą sport każdego dnia, lub zapracowaną bizneswoman, która większość czasu spędza przy biurku, lub w delegacjach. I tu pojawia się problem, jak dopasować wartość kaloryczną do wszystkich jednocześnie? Rozwiązanie jest jedno – obniżyć ją tak drastycznie, by było poniżej tej najniższej. Od razu nasuwa się powiedzenie: „Jeśli coś jest do wszystkiego, to jest do…” Każda z pań potrafi je chyba bezbłędnie dokończyć. Nie inaczej jest w tym przypadku.
Jak to działa?
Twój organizm jest bardzo wrażliwym tworem. Wprowadzenie drastycznych zmian żywieniowych i bardzo obniżonej kaloryczności, jest dla Twojego ciała ogromnym szokiem. Efekty przychodzą błyskawicznie, z dnia na dzień tracisz zbędne kilogramy. Nie odczuwasz jeszcze „ciężaru” głodówki, samopoczucie się poprawia – w końcu po tygodniu, waga może pokazywać nawet 5-7 kg mniej. Jak tu się nie cieszyć?
Powinnaś jednak wiedzieć, że w pierwszej kolejności tracisz przede wszystkim energetyczny materiał zapasowy znajdujący się w mięśniach. Ma on tę cechę, że wiąże duże ilości wody. Więc świetna większość tego, co udało ci się stracić, to woda. Ale czy to ważne? Przecież waga pokazuje mniej, obwody ciała również się zmniejszają?
Gdy kończy się sielanka…
Poza wrażliwością, Twój organizm posiada jeszcze jedną cechę. Zdolność adaptacji. Co to oznacza? Ano to, że wszelkimi metodami stara się przystosować do nawet najtrudniejszych warunków. Wyjaśnię to obrazowo. Dostarczasz swojemu ciału bardzo mało kalorii. To sprawia, że pozbywa się tkanek, które potrzebują owej energii najwięcej, czyli mięśni, pozostawiające jednocześnie te tkanki, które energii nie potrzebują praktycznie wcale, w tym przypadku mowa o tkance tłuszczowej. Dla organizmu ma to jeszcze jeden ogromny plus, gdyby głodzenie trwało przez dłuższy okres, może w naprawdę kryzysowej sytuacji sięgnąć po doskonałe źródło energii, jakim jest tkanka tłuszczowa. Pamiętaj jednak, że to żelazna rezerwa, w pierwszej kolejności stracisz całą masę mięśni. Reasumując, głodówka to spalanie mięśni, nie tłuszczu!
Po co mi mięśnie?
Często się nad tym nie zastanawiamy, wychodząc z założenia, że liczy się ubytek wagi, nieistotne, z jakich struktur. W rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Tkanka mięśniowa bowiem warunkuje szybkość Twojego metabolizmu, innymi słowy, im jest jej więcej, tym Twój metabolizm jest szybszy, a Ty możesz pozwolić sobie na więcej bezkarnego jedzenia, bez ryzyka w postaci przybierania na wadze.
Tracąc mięśnie, spowalniasz swój metabolizm. To sprawia, że z każdym następnym dniem efekty są coraz gorsze, a w pewnej chwili waga przestaje spadać.
Co dalej?
Wyjścia są dwa. Pierwsze to obcięcie kolejnych kalorii. Było ich mało, jest jeszcze mniej. Przez kilka następnych dni znów możesz notować utratę wagi – kolejny szok dla organizmu. Ale po bardzo niedługim okresie jesteś w punkcie wyjścia. Jesz mniej, jesteś głodna/y, brakuje Ci energii, a waga stoi w miejscu. Pojawia się efekt błędnego koła, jesteś w coraz głębszej depresji metabolicznej. Możesz obcinać kalorie, ale nie w nieskończoność.
Drugie wyjście, które pojawia się również wcześniej czy później, to zarzucenie diety. Powrót do dawnych nawyków w połączeniu ze spowolnionym metabolizmem jest gwarantem efektu jo-jo.
Wilczy głód
Drakońska dieta może również powodować napady wilczego głodu. Organizm posiada wiele mechanizmów kontrolujących uczucie głodu i sytości. Jednym z najważniejszych jest poziom cukru we krwi. Najprościej rzecz ujmując – w chwili, kiedy ów poziom spada do niskiego stanu, produkowane są hormony przekazujące do mózgu sygnał – „jesteś głodny”. Kiedy poziom cukru jest wysoki, pojawia się uczucie sytości.
A co wpływa na poziom cukru we krwi? Przede wszystkim, produkty spożywcze, wysokowęglowodanowe: ryż, kasza, makaron, produkty zbożowe, pieczywo, skrobia, słodycze, owoce oraz tak zwana wrażliwość insulinowa. To ostatnie, dziwnie brzmiące określenie, mówi nam, jak organizm reaguje na spożyte węglowodany. Czy potrafi poodnosić poziom cukru powoli czy robi to w sposób dość gwałtowny i niekontrolowany.
Jaki powinien być poziom cukru? Odpowiedź jest bardzo prosta – ustabilizowany. Powinniśmy unikać gwałtownych spadków i wzrostu poziomu cukru. W teorii wydaje się to proste i logiczne, w praktyce jednak nie zawsze tak jest.
Po pierwsze, należy jadać regularnie. Podzielić swój jadłospis na kilkanaście małych, pełnowartościowych posiłków. Jeśli ograniczymy spożywanie posiłków do śniadania i kolacji, napady wilczego głodu mamy gwarantowane. Dzieje się tak, ponieważ energia, którą organizm czerpie ze śniadania, wystarcza zaledwie na 3-4 godziny. Ową energią jest cukier pozyskiwany z posiłku. Kiedy zaczyna go brakować, pojawia się osłabienie, a apetyt stopniowo wymyka się spod kontroli. Spożywanie kilkunastu mniejszych posiłków sprawia, że energia dostarczana jest w sposób ciągły.
Po drugie, należy korzystać z produktów niskoprzetworzonych, węglowodanów złożonych. Mowa tu o ryżu brązowym lub dzikim, makaronie pełnoziarnistym, pieczywie żytnim, płatkach owsianych, kaszy gryczanej, warzywach.
Po trzecie, należy unikać cukrów prostych, jak słodycze, duże ilości owoców, cukry, jasne pieczywo, płatki kukurydziane, biały ryż. Jeśli się na nie decydujemy, to wyłącznie w okresie bardzo dużego zapotrzebowania na energię, mowa tu o porze śniadaniowej oraz posiłku spożywanym po długotrwałym wysiłku fizycznym. Wtedy stają się niegroźne, a nawet wskazane.
Zapewne wielu czytelników zwróciło uwagę, że głód znakomicie hamuje mała czarna lub chwila przerwy na papierosa. Tak jest istotnie, dopamina, która wydziela się pod wpływem kofeiny czy nikotyny, oszukuje nieco nasz mózg, sprawia, że pojawia się pozorne uczucie sytości.
Jest jednak druga strona medalu, owe używki maskują jedynie głód, nie mają natomiast nic wspólnego z utrzymaniem stabilnego poziomu cukru we krwi, a wręcz przeciwnie, powodują dodatkowy jego spadek. Efekt jest taki, że na chwilę nasz apetyt zostaje poskromiony, ale po pewnym czasie głód wraca ze zdwojoną siłą.
Jak więc postępować?
Jeśli koniecznie chcesz spróbować głodówki, nie rób tego przez dłużej, niż kilka dni. Może to być ciekawy bodziec, pod warunkiem, że w kolejnym etapie zostanie poparty racjonalnym, pełnowartościowym i zbilansowanym żywieniem. Kaloryczność nie może być zbyt niska. Oczywiście, należy dostarczać swojemu ciału mniej kalorii, niż ono potrzebuje, ale tylko odrobinę mniej. To pozwala nieco oszukać organizm, utrzymać stały, powolny ubytek tkanki tłuszczowej bez negatywnego efektu w postaci straty mięśni i spowolnienia metabolizmu.
Jacek Bilczyński