Tajemnicza, podstępna, jest źródłem ogromnego bólu. Vulvodynia nawet dla lekarzy jest niezwykle problematycznym schorzeniem, ponieważ trudno ją zdiagnozować
– Znajomość vulvodynii nawet wśród lekarzy jest dość ograniczona i chyba najczęściej mylona z infekcją w obrębie narządu rodnego – uważa lek. med. dr Wojciech Peszek, kierownik centrum medycznego VIPMED i zaznacza, że analizując tę chorobę trzeba wziąć pod uwagę jej złożoną etiologię, brak prostego i skutecznego leczenia i fakt, że dotyka ona bardzo intymnej strefy ciała kobiety.
Vulvodynia czy infekcja?
Łatwo pomylić objawy. Małgosia ma 22 lata. Studiuje prawo. O tym, że choruje na vulvodynię wie od trzech lat. Od momentu pierwszych bólów, do postawienia diagnozy, w jej przypadku minął rok.
Początkowo ignorowała objawy myśląc, że wynikają one z zespołu policystycznych jajników, z którym boryka się niemalże od dzieciństwa (pierwszą wizytę u ginekologa miała w wieku ośmiu lat). – Sugerowano mi różne przyczyny. Poczynając od tego, że jestem za młoda na współżycie i moje dolegliwości wynikają z bariery psychicznej – wspomina. – Po teorie, że moja pochwa jest za wąska, a członek mojego partnera za szeroki – dodaje.
Zanim kobieta dowie się, że cierpi na vulvodynię, zazwyczaj zdąży „po drodze” odwiedzić co najmniej kilku specjalistów i przejść kilka nieskutecznych terapii farmakologicznych.
Co to jest?
Mianem vulvodynii określa się, kobiece dolegliwości, które objawiają się chronicznymi bólami vulvy (sromu) i pochwy.
Objawy tej tajemniczej choroby to ból, który pacjentki określają jako kłucie, podrażnienia czy palenie.
Intensywność i częstotliwość owych bólów jest indywidualna. Charakterystyczne dla tej choroby jest, że w tym samym czasie nie stwierdza się infekcji dróg rodnych.
– Przyczyny tego schorzenia do dziś nie są wyjaśnione. W najnowszych badaniach wskazuje się na: uszkodzenie nerwów, zbyt dużą ilość zakończeń nerwowych prowadzącą do przeczulicy skóry w tym miejscu, czynniki genetyczne – wymienia lek. med. dr Peszek. – Przez wiele lat sądzono, że dolegliwości wynikają z problemów psychologicznych. Prowadzone (głównie w USA) badania obaliły tę tezę, choć bardzo często w przebiegu terapii sięga się po pomoc psychologa czy seksuologa – dodaje.
Ból, który odbiera życiu smak
W Polsce nie prowadzi się statystyk, ile kobiet cierpi na vulvodynię. Wyniki analiz, m.in. harvardzkich, prowadzonych przez B. Harlowa i E. Stewarta na populacji kobiet w USA wskazały, że cierpi na nią kilka procent kobiet.
– Ból dopadał mnie w sytuacjach intymnych. Po stosunku z partnerem przez 3-4 godziny wydawało mi się, że chce mi się sikać. Źle wpływała na mnie też zbyt obcisła, a także koronkowa bielizna. Zdarzało mi się, że będąc na zakupach kupowałam nowe figi, bo te, które miałam na sobie po prostu za bardzo mnie uwierały – przytacza Małgosia.
Ból może występować w kilku lokalizacjach intymnej strefy ciała kobiety: większych wargach sromowych, wargach mniejszych oraz w przedsionku pochwy. Niektóre kobiety odczuwają też ból w łechtaczce, wzgórku łonowym, kroczu, odbycie lub w wewnętrznej stronie ud.
W licznych przypadkach ból jest tak dotkliwy, że uniemożliwia kobiecie prowadzenie normalnego życia osobistego i zawodowego. Ciągłe dolegliwości odbijają się też na jakości życia seksualnego, z którego umęczona kobieta po prostu rezygnuje.
– Nie jestem osobą, która prowadzi wybujałe życie seksualne. W momencie zdiagnozowania choroby miałam stałego partnera, który był bardzo wyrozumiały i delikatny – mówi studentka cierpiąca na vulvodynię. – Jak wytłumaczyć mężczyźnie, że już musimy kończyć, bo mnie boli? To jest bardzo frustrujące. Kiedy seks kojarzy się tylko z bólem, no to w końcu przestaje się mieć ochotę na zbliżenia – konkluduje.
Diagnoza i leczenie
– Aby rozpoznać vulvodynię, należy wykluczyć wszystkie inne źródła bólu: infekcje, choroby dermatologiczne czy endokrynologiczne. Jeśli kobieta odczuwa ból stale lub przy dotyku w okolicy wejścia do pochwy lub w kroczu, dolegliwości trwają więcej niż sześć miesięcy, i żadna dotychczasowa terapia nie przyniosła skutku, to możemy mieć do czynienia z vulvodynią – mówi dr Peszek. Spotyka się także informacje, że vulvodynię diagnozuje się już po trzech miesiącach uporczywego bólu.
Istnieje kilka metod leczenia vulvodynii: farmakologiczne, fizjoterapeutyczne, czy chirurgiczne. Nie bez znaczenia jest w tym przypadku pomoc psychologa lub seksuologa.
– Dopiero, kiedy lekarz w Szwajcarii zdiagnozował u mnie vulvodynię, ginekolog w Polsce, przyjęła to do wiadomości i zaproponowała leczenie. Proponowano mi różne środki, głównie maści i tabletki dopochwowe – wylicza Małgosia.
Przy rozpoznaniu choroby należy pamiętać, że w przypadku bólu nie stałego, a wywołanego dotykiem przedsionka pochwy podtyp tej choroby nazywa się vestibulodynią.
Chorobę tę często nazywa się też „zespołem zapalenia przedsionka pochwy”. Uważa się, że ból odczuwany przy vestibulodynii wynika ze stanu zapalnego. Długo trwający powoduje zmiany w rdzeniu kręgowym, które podtrzymują chroniczny ból. Diagnostyka, podłoże i leczenia tej choroby są identyczne jak w przypadku vulvodynii.
– Kobieta powinna zacząć zastanawiać się nad tą chorobą, jeśli wszelkie formy leczenia nie przynoszą poprawy w ciągu pół roku. Przede wszystkim powinna przedyskutować ten problem ze swoim lekarzem. Być może właśnie nadeszła pora, żeby zmienić dotychczasowe leczenie – radzi dr Peszek.
Anna Chodacka